Zaglądasz tu co jakiś czas, więc na pewno widzisz, że nie dzieje się nic od ładnych kilku tygodni. Spowodowane jest to moją chorobą: mam złośliwy nowotwór i obecnie poddawana jestem chemioterapii.
Niestety nie mam siły, aby gotować nawet dla samej siebie, a co dopiero na blog 🙁
Pod koniec wakacji okazało się, że mam złośliwy nowotwór piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Po diagnozie, czyli dokładnie od14. października mam podawaną chemię. Do tej pory co tydzień, a od 10. lutego co 3 tygodnie, gdyż ukończyłam tzw. chemię białą, a zaczynam czerwoną. Ta druga jest silniejsza, więc i przerwy muszą być dłuższe.
Długo nie mówiłam o swojej chorobie, ale w grudniu, po namowie moich blogowych koleżanek, postanowiłam to zmienić. To właśnie one namówiły mnie do założenia zbiórki pieniędzy na leczenie i teraz widzę, że miały rację. Teoretycznie moja terapia jest refundowana, ale… Na samej terapii, czyli obecnie chemii, nie kończy się leczenie i moje funkcjonowanie. Po kilku tygodniach okazało się, że mam cukrzycę, która spowodowana jest sterydami. I tutaj refundacja nie jest już taka kolorowa. Leki, czujniki do monitorowania poziomy cukru… Kręgosłup też strajkuje, bo przecież nie lubi niemal ciągłego leżenia. Rehabilitacja okazuje się koniecznością, bo ból staje się nie do wytrzymania. Dieta też nie jest taka prosta, bo z jednej strony leczenie onkologiczne wymaga staranności w doborze jedzenia, a z drugiej cukrzyca. No i same dojazdy do szpitala to w jedną stronę 150 km. Portfel płacze… Tak, mam zasiłek chorobowy, ale przecież jego wysokość nie jest w stanie pokryć kosztów życia… No i otrzymuje się go tylko na 6 miesięcy, a potem pozostaje szukanie innych źródeł typu zasiłek rehabilitacyjny. Kto zetknął się z tym, wie jakie są to kwoty…
Jak sobie radzę z tym wszystkim? Różnie.
Fizycznie to raczej niewiele sobie radzę. Poniedziałek jest dniem, kiedy dostaję chemię. Wtorek jest w miarę dobry, ale już od środy zaczyna się zjazd w dół jak na rollercoasterze. Z łóżka wstaję zjeść i do łazienki, i nie jest to proste. Kąpiel to wysiłek tak duży, że po niej długo odpoczywam, a zasapana jestem jak stara lokomotywa.
Włosy straciłam po trzeciej chemii. Moje długie, piękne i gęste włosy wypadały garściami… Ścięłam je więc, a głowę ogoliłam, bo i tak nie było sensu ich pozostawiać. Od tej pory nie rozstaję się z czapkami, bo zwyczajnie jest mi zimno w głowę. W czapce nawet śpię… Kupiłam perukę, bo nie zawsze chcę się afiszować z brakiem włosów.
Świat zewnętrzny jest dość daleko
Mało kontaktuję się ze światem zewnętrznym ze względu na osłabienie. Z jednej strony po prostu brak sił, a z drugiej obawiam się złapania jakiegoś wirusa. Sezon na przeziębienia i infekcje jest przecież w pełni. Dziękuję za internet i telefon, bo mogę popisać lub porozmawiać ze znajomymi i przyjaciółmi. Nie czuję się aż tak bardzo sama i odizolowana 🙂 Nie mogę też nie wspomnieć o kilku moich koleżankach blogowych, które oprócz niesamowitego wsparcia emocjonalnego, rozkręciły na Facebooku grupę Wszyscy dla Gosi, na której organizowane są licytacje mniejszych i większych drobiazgów. Dochód w całości przekazywany jest dla mnie, na wsparcie mojego leczenia <3
Co dalej?
Moje leczenie przewidziano na około rok. Jak już wspomniałam, pierwszy etap to chemia biała skojarzona z immunoterapią, potem chemia czerwona. Następnie operacja, a po wygojeniu radioterapia. Na koniec ponownie immunoterapia, która ma mnie uchronić przed ponownym zachorowaniem. Jestem “szczęśliwą” posiadaczką mutacji geny BRCA1. To niestety w znacznym stopniu zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi.
Kobiety u których wykryto mutacje w genie BRCA1 są obciążone ryzykiem zachorowania na nowotwór piersi wynoszącym ponad 80% oraz 40% ryzykiem wystąpienia nowotworu jajnika do 70 roku życia.
Mutacja jest niebezpieczna także wśród młodych osób. Zwiększa ona ryzyko zachorowania na nowotwór piersi o 59% przed 50 rokiem życia i o 80% przed 70 rokiem życia, a także odpowiednio o 16% i 40% w przypadku nowotworu jajnika. Dziedziczny rak piersi/jajnika jest przekazywany w sposób autosomalny dominujący. Oznacza to, że wystarczy jedna kopia genu z mutacją (odziedziczona po ojcu lub matce), by wystąpiło zwiększone ryzyko zachorowania na tę chorobę.
Szacuje się, że w Polsce jest ok. 100 tys. nosicielek mutacji BRCA1. Nowotwory związane z wadliwą mutacją wspomnianego genu stanowią ok. 10-15% wszystkich zachorowań na raka piersi. Wśród nosicielek mutacji BRCA1 występuje też zwiększone ryzyko raka jajowodu i otrzewnej, które wynosi ok. 10%.
źródło: Zwrotnik raka
…a życie toczy się dalej…
Tak, życie toczy się dalej, a ja chciałabym, aby i moje w końcu powróciło na swoje tory.
Dziękuję, że dotarłeś/dotarłaś do końca tego wpisu. Chcę również prosić – także i Ciebie – o wsparcie mojej walki z nowotworem. (Lekarze mówią, że nie powinno się mówić o walce, ale o leczeniu 🙂 ) Możesz to zrobić na wiele sposobów. Najprostszym jest wpłata na zrzutkę, ale i dołączenie do grupy, i licytowanie wystawionych tam przedmiotów. (Czasami trafiają się niezłe perełki 😉 ) Możesz również udostępniać informacje o zrzutce lub zwyczajnie napisać do mnie kilka słów. Za wszystko jestem niezmiernie wdzięczna i z całego serca dziękuję 🙂 <3
Pamiętaj, dobro wraca. I nie jest to tylko banalny slogan.
Gdzie możesz mnie wspierać?
Na portalu zrzutka.pl – zrzutka na leczenie onkologiczne
Grupa facebookowa – Wszyscy dla Gosi
Trzymaj się zdrowo i dbaj o siebie! Do zobaczenia i przeczytania już niedługo 🙂
Małgorzata