951
Znacie Zaniczkę? Nie? W takim razie musicie ją poznać, a przynajmniej poczytać, co ma do powiedzenia na swoim blogu. W jednym z ostatnich wpisów poruszyła ciekawy temat: pomaganie innym. Ten tekst dał sporo do myślenia…
Chyba zdecydowana większość z nas lubi pomagać innym lub deklaruje to. Tak to wygląda jak się czyta czy słyszy co inni maja do powiedzenia. Wypada przecież współczuć (nie mylić z litością), wesprzeć, przynajmniej dobrym słowem. Jak to się jednak ma do rzeczywistości? W telewizji bardzo pięknie, bo widzimy nie raz potężne fale dobroczynności w sytuacji nagłośnienia czyjegoś dramatu. A mnie czasem mdli jak to widzę, bo z tej grupy dobroczyńców znaczna większość nie zauważa tego złego, co ma pod nosem. Potkną się, przewrócą, albo obejdą szerokim łukiem problem lub potrzebującego, bo…No właśnie, dlaczego? Bo nie ma kamer? nie ma gazet i reporterów? nikt o tym nie wspomni głośno? Nikt nie będzie podziwiać? Na to wygląda.
Przeraża mnie dwulicowość i fałsz u wielu ludzi. Paraliżuje cynizm… Ja wiem, że wielu potrzebujących i wołających o pomoc to zwyczajni naciągacze. Tu popłacze, tam pojęczy i ludzie dadzą. Pieniądze, sprzęt, pomogą coś załatwić. Sama znam takich ludzi, którzy z szeroko pojętego żebractwa zrobili sposób na życie na całkiem wysokiej stopie. Ale znam też takich, którzy pomocy potrzebują, a mają opory głośno o tym mówić. Pewnie dlatego, że boją się być postawieni na równi z wyłudzającymi. Tak, świadomie użyłam tego słowa. Kiedy ktoś wymusza pomoc, kiedy koloryzuje rzeczywistość, kiedy domaga się pomocy, która nie do końca jest niezbędna, dla mnie zwyczajnie wyłudza coś od innych. Pieniądze, uwagę, dobro, współczucie…
Widzisz kobietę z gromadką dzieci, która nie ma na chleb. Co robisz? Dajesz pieniądze? robisz jej zakupy? odwracasz głowę? Najprościej odwrócić głowę, udawać, że się nie widzi, że “coś” nie istnieje. Można dać pieniądze, ale skąd wiadomo, jeśli nie zna się rodziny, że nie zostaną wydane niewłaściwie? Można zrobić zakupy, ale to doraźna pomoc, na chwilę. Jest jeszcze jeden sposób stary jak świat: zamiast ryby na talerzu podać wędkę, potrzebną do jej złowienia. I nie mówcie, że to skomplikowane, bo własnie w taki sposób próbujecie uciszyć swoje sumienie czy lenistwo usprawiedliwić. Wszystko można, o ile się tego chce. A jak pomóc tej kobiecie? może rozejrzeć się po znajomych, popytać, może ktoś pomógłby pracę załatwić? Może zamożniejsza koleżanka zapłaciłaby za umycie okien przed świętami? Sposobów jest wiele, bo trzeba szukać możliwości, a nie wymówek.
Jeśli naprawdę chcesz pomagać, to rób to z głową. Wspieraj, a nie lituj się. Wskazuj drogi i możliwości rozwiązania problemów. Czasem wystarczy kilka dłuższych rozmów, żeby wlać w drugiego człowieka wiarę, że da radę, że nie jest sam, że udźwignie swoje kłopoty. Nawet nie wiecie ile to znaczy.
Sama w swoim życiu przeżyłam przynajmniej kilka bardzo trudnych sytuacji, kiedy wydawało mi się, że gorzej już być nie może. Tak, teraz żyję spokojnie, bez większych problemów, ale nie zawsze tak było. Miałam jednak to szczęście, że nigdy nie byłam sama. Zawsze obok znajdował się ktoś, kto wyciągał do mnie rękę albo potrząsnął mną, mocno dając kopa do walki o lepsze jutro. Ja też nie odwracam się, kiedy widzę kogoś w potrzebie. Wiem, że niektórzy nazywają mnie frajerką, naiwniaczką, ale mam to gdzieś. Dla mnie to jest proste: jeśli ty nie pomożesz komuś, to nie oczekuj, ze kiedyś ktoś pomoże tobie. Zasada prosta od wieków.
Jak pewnie większość z Was wie, zaangażowałam się w pomoc dla pewnej kobiety. Pisałam o tym na facebooku, rozmawiałam z wieloma znajomymi blogerami. I wiecie co z tego wyszło? w sumie nic. Tylko jedna osoba zrobiła to, o co prosiłam: nagłośniła problem. Kilka osób udostępniło mój wpis. Reszta nic nie zrobiła. A przecież nikt nie prosił o pomoc pieniężną, nikt nie chciał nerki na wymianę. Wysiłek niewielki, bo napisanie kilku zdań i puszczenie informacji dalej z podobną prośbą. Nie chcę tego komentować, bo mogę urazić kogoś, a nie to jest moją intencją. Zbyt często przechodzimy obojętnie, bez emocji odpychając cudze problemy. Zupełnie jakby to było zaraźliwe, a przecież nie jest. Powinno być odruchem pomaganie, a staje się czymś straszliwie trudnym.
Dzisiaj jesteś zdrowy, młody, piękny, nie masz problemów finansowych. Nie wiesz jednak co jutro przyniesie, bo fortuna kołem się toczy. Jeśli teraz nie widzisz nic poza czubkiem swojego nosa, to nie oczekuj, że kiedy Ty będziesz w potrzebie, inni podadzą Ci rękę.
Dorka, znasz przypowieść o wdowim groszu 🙂 czasem taki drobiazg jest znacznie cenniejszy niż cokolwiek innego.
Też przeżyłam kilka takich sytuacji, kiedy moja pomoc poszła "na przelew". Wkurzające…..
Niestety wiele osób pomaga, kiedy to jest medialne i mogą liczyć na podziw. A przecież wokół mamy dużo sytuacji, kiedy można podzielić się choćby dobrym słowem. I o to chodzi, żeby nie odwracać się, nie udawać, ze nas to nie dotyczy.
Ewa, zgadzam się, że nie wszystkim da się pomóc. Trzeba jednak rozmawiać o tym, bo zżera nas znieczulica. Z różnych powodów, ale niestety tak się dzieje.
Zgadzam się…
To, że ktoś nie zareagował na posty na FB nie oznacza, że nie pomaga. Ale ostatnio zrobiła się jakaś "moda" na udostępnianie, które w istocie niewiele daje w realnym życiu.
Wokół mnie jest wiele osób potrzebujących, pomagamy na swój sposób. I myślę, że wiele osób tak robi – bez rozgłosu, bez niepotrzebnego hałasu w sieci.
Myślę, że nie jest tak źle z tym pomaganiem, tylko wiele osób pomaga po cichu. Ja osobiście też miałam moment w życiu i to dość długi, że było bardzo źle, teraz skłamałabym mówiąc , że tak jest, daliśmy sobie radę a i to też wspierani byliśmy przez bliskie osoby.Teraz , kiedy wychodzimy z "dołka" postanowiłam sobie , że też będę miała oko na pewną rodzinkę. Jest w podobnej sytuacji jak ja kiedyś a może gorzej. Czasem wystarczy tylko się obejrzeć za siebie , jest tylu ludzi , którym pomoże choćby to , że wysłuchasz, że jesteś. Niedawno zabrałam od tejże rodzinki ciuszki z których wyrosła jedna z córek i sprzedałam za parę złotych innej osobie , która wiedziałam , że poszukuje takich właśnie ubranek. Może to nic takiego ale dla niektórych np 60 zł to kwota za którą można przeżyć kilka dni. Sama się ucieszyłam, że udało mi się tak zadziałać- to również nam samym sprawia dobre emocje i zaraz człowiek się czuje troszkę lepiej. Dookoła pełno akcji, "puszek" podtykanych w kościele, na ulicy itd. To wszystko jest bardzo potrzebne i kiedy tylko mogę , to wrzucę pieniążek . Ja jestem trochę naiwna i nie bardzo rozróżniam" naciągaczy" ale cóż, moim zdaniem każdy dostanie kiedyś za swoje odpłacone. Myślę, że lepiej popatrzeć dookoła siebie i pomóc tak zwyczajnie jak piszesz Gosiu, pomóc w poszukaniu pracy itp….Drobne gesty pomocy każdy z nas jest w stanie dać. Czasem wystarczy być, bo pomysł , jak pomóc, wpadnie do głowy , kiedy człowiek pozna dany problem. 🙂
Pamiętam , kiedyś dałam kobiecie pieniądze, mówiła, e nie ma na jedzenie. Poszła i kupiła wino.
Ale też co jakiś czas , zjawia sie u nas dziadek, przeważnie w okolicy świąt i cieszy się z tego co dostanie. Czy to pieniądze, czy to trochę kawy, czy cokolwiek innego.
Mysle, ze to troche nie tak, ze ludzie nie pomagaja….. w dzisiejszych czasach bardzo wiele osob potrzebuje pomocy. Moze sie tez zdarzyc, ze i my bedziemy jej potrzebowac – masz racje. Tylko nie da sie wszystkim pomagac. Jesli bysmy chcieli sie we wszystko angazowac i wszystkim potrzebujacym pomagac to by doby nie starczylo. Mysle, ze ludzie pomagaja, tylko kazdy na swoj sposob, na swoje mozliwosci i w swoim wymiarze.
masz rację, to ma się we krwi 🙂 tak jak dobre wychowanie, nie rzucisz papierka pod nogi, ale do śmietnika, zrobisz to bez zastanowienia i roztrząsania, odruchowo 🙂
Ja mam wrażenie, że ludzie są zmęczeni tymi ciągłymi akcjami. Ja w sumie też 🙂 ale nie ustaje w pomaganiu teraz np. zachęcam do zakupu poszewek na poduszki wydzierganych przez 90 letnia babcię. Pomaganie ma się w tzw. krwi. Nawet jeśli człowiek czasami ponarzeka to i tak będzie pomagał dalej 🙂