2,3K
Czas zasuwa jak szalony. Przed chwilą świętowałam urodziny, a teraz łapię się, ze i imieniny minęły. A to przecież odstęp kilku miesięcy. Łapię się na tym, że nie nadążam z obowiązkami. Nawet od pewnego czasu zaczęłam żyć z terminarzem w rękach i aplikacją na pulpicie komputera, która cyfrowymi karteczkami w ostrych kolorach przypomina mi, co danego dnia zaplanowałam. Bez planu nie ujadę już. I zastanawiam się jak to się dzieję, że brakuje mi czasu. Czyżbym naprawdę aż tyle więcej obowiązków miała? Kiedyś, kiedy dzieci były małe, też sporo było na głowie. Czasu jednak miałam więcej dla siebie. Nie. Inaczej: miałam czas dla siebie. Teraz w zasadzie go nie posiadam, a jeśli znajdzie się wolna chwila, to nie umiem w pełni się z niej cieszyć, bo z tyłu głowy siedzi chochlik i szepcze: Małgośka, rusz się! gary trzeba pozmywać! kurze zetrzeć! No i ruszam się, bo Samosie u mnie nie mieszka i nie zrobi tego za mnie…
Sezon na śliwki przeleciał mi jakoś koło nosa. Jeszcze czas, mówiłam sobie. Najpierw ogórki, papryka, pomidory… I kończą się śliwki, a ja nie zdążyłam z większymi zapasami. Zdążyłam jednak upiec kilka razy pyszne drożdżowe ciasto. (No i kilka słoiczków powideł, które pokażę Wam niebawem. Może zdążycie łapiąc ostatnie śliwki też przygotować odrobinę powideł na zimowe wieczory.)
To ciasto jest z myślą właśnie o zabieganych. Trzeba tylko dać mu czas na wyrastanie. Dzień wcześniej szybko zagnieść, wstawić do lodówki, a reszta robi się sama. Nie trzeba pilnować, zbijać. Wystarczy wyjąć około 2 godzin przed pieczeniem, aby ogrzało się. Po upieczeniu jest delikatne i bardzo lekkie, a na drugi dzień niewiele traci ze swojej świeżości. I ta cudownie chrupiąca kruszonka…mmmmm….
Sezon na śliwki przeleciał mi jakoś koło nosa. Jeszcze czas, mówiłam sobie. Najpierw ogórki, papryka, pomidory… I kończą się śliwki, a ja nie zdążyłam z większymi zapasami. Zdążyłam jednak upiec kilka razy pyszne drożdżowe ciasto. (No i kilka słoiczków powideł, które pokażę Wam niebawem. Może zdążycie łapiąc ostatnie śliwki też przygotować odrobinę powideł na zimowe wieczory.)
To ciasto jest z myślą właśnie o zabieganych. Trzeba tylko dać mu czas na wyrastanie. Dzień wcześniej szybko zagnieść, wstawić do lodówki, a reszta robi się sama. Nie trzeba pilnować, zbijać. Wystarczy wyjąć około 2 godzin przed pieczeniem, aby ogrzało się. Po upieczeniu jest delikatne i bardzo lekkie, a na drugi dzień niewiele traci ze swojej świeżości. I ta cudownie chrupiąca kruszonka…mmmmm….
Składniki na dużą prostokątną blachę:
500 g mąki pszennej (użyłam typ 450)
30 g świeżych drożdży
200 ml wody o temperaturze pokojowej
1/3 szklanki cukru
2 jajka
1/2 łyżeczki soli
70 g miękkiego masła
kruszonka:
50 g miękkiego masła
4 łyżki cukru
3/4 szklanki mąki
Wszystkie składniki kruszonki rozetrzeć razem palcami. Powstałe ciasto zawinąć w folię i wstawić do lodówki.
Przygotować rozczyn: do dużej miski wsypać 2 łyżki cukru, dodać drożdże i rozetrzeć lekko. Po chwili powinny rozpuścić się. Wlać połowę wody i wsypać 3-4 łyżki mąki. Wymieszać razem i odstawić pod przykryciem do podrośnięcia na około 10 minut.
Do rozczynu dodać resztę wody, mąkę, jajka i sól. Zagnieść ciasto. Na końcu dodać masło i wszystko razem połączyć. Ciasto pozostawić w większej misce. Należy pamiętać, że podczas wyrastania podwoi swoją objętość, więc musi być ona odpowiednio duża. Miskę przykryć folią spożywczą lub czystą bawełnianą ściereczką i wstawić do lodówki na 10-18 godzin. (Ja wolę przykrywać folią, gdyż wtedy unikam pochłaniania zapachów z lodówki.)
Wyrośnięte ciasto wyjąć z lodówki na przynajmniej 2 godziny przed pieczeniem, żeby ogrzało się.
Mąkę przesiać, a śliwki opłukać, osuszyć i poprzecinać na połówki wyjmując jednocześnie pestki.
Ciasto przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wyrównać. Na wierzchu ułożyć połówki śliwek, wtykając je lekko w ciasto. Odstawić na około 15-20 minut do podrośnięcia. Przed pieczeniem obsypać kruszonką. Piec w temperaturze 180 stopni przez około 60 minut. Upieczone ciasto powinno być lekko zrumienione, a śliwki przypieczone z wierzchu.