Zupa borowikowa sprawiała wrażenie zupy z torebki. Zważona śmietana i spora ilość mąki nadawały jej ciężkości. Lane kluski okazały się raczej wielkimi kluchami zbitymi w środku i rozwalającymi się z wierzchu. Kiedy do klusek dodajemy wodę, wtedy niestety takie są efekty i być może to właśnie była przyczyna ich nieapetyczności. 3 plasterki jakiegoś grzybka nie uczyniły tej zupy smaczną.
Zestaw dziecięcy Pinokio jest w ogóle dość ciekawy, bo w menu uwzględniono białą kapustę, a podano (bez pytania) marchewkę. Celowo piszę “marchewkę”, bo nie była to żadna surówka, lecz łyżka zwykłej startej na tarce marchewki skropiona czymś kwaśnym. Frytki nie wyglądały na robione na miejscu, ale na mrożonkowe, średniego gatunku. Samo mięso zasługuje na specjalna uwagę: zostało przyprawione jakąś dziwną przyprawą, która z naturalnymi nie miała nic wspólnego. Być może była to gotowa panierka. W każdym razie pachniało chemicznie. W smaku mięso było niestety również niezbyt dobre. No i prawie zimne. Dla dzieci ten zestaw nie nadaje się absolutnie.
My, strasznie głodni po całym dniu spędzonym częściowo w samochodzie, a częściowo na powietrzu, zjedliśmy prawie wszystko. Na swoje nieszczęście, jak się okazało po kilku godzinach….na szczęście byliśmy już w domu.
Na sali tłumów nie było, ale na zewnątrz jest ogródek, więc być może tam siedzieli goście. Zamówienie zostało przyjęte dość szybko, a na jedzenie nie trzeba było długo czekać. Potem jednak nikt już na nas nie zwracał uwagi. Personel w głównej mierze zajęty był sobą i telefonem jednej z pań. Pewnie gdybym sama nie podeszła zapłacić do baru, to można byłoby wyjść bez płacenia. Ktoś może powiedzieć, że się czepiam. Proszę bardzo, przyznaję się: czepiam się. Jeśli jednak lokal serwuje kosmiczne ceny za dania jakości zupełnie beznadziejnej, to może chociaż wypadałoby nadrobić obsługą. W tym przypadku jedzenie jest beznadziejne, ceny wysokie (woda poj. 0,2 litra kosztuje 5 zł…), wnętrze nijakie, podobnie obsługa. Nie polecam tego miejsca. Ja w każdym razie nie zamierzam już sprawdzać innych dań. Dopuszczam inny od mojego smak, bo każdy doprawia po swojemu. Nie zgadzam się jednak, aby ktoś serwował mi bylejakość nafaszerowaną chemią. Za bardzo cenię swoje zdrowie i żołądek.
*wybaczcie mi jakość zdjęć, były robione smartfonem