Kolejna rozprawa trwała dość krótko, a z prokuratury nie było tym razem nikogo. Pani sędzia ponownie mnie przesłuchała i dość szybko wydała wyrok: sprawa została warunkowo umorzona na okres lat dwóch, a jednym z warunków jest zapłacenie mi zadośćuczynienia w kwocie… 2500 zł. Po wydanym wyroku zostałam poinformowana, że za około 2 tygodnie mam przyjść do sądu po wyrok. Potem, po odebraniu, muszę ten wyrok zostawić w sądzie z prośbą o nadanie klauzuli wykonalności. Jak już będę to miała (oczywiście po odczekaniu…), to powinnam napisać do p. Mariusza vel Tomka pismo z prośbą o zapłacenie mi tej nawiązki. Rzecz jasna trzeba dołączyć ksero wyroku, bo skąd „młody człowiek” ma wiedzieć o co chodzi. Dopiero po upłynięciu czasu wyznaczonego na zapłacenie (pani sędzia zasugerowała 30 dni) mogę iść do komornika.
Sprawa swój koniec miała pod koniec września ub. roku. Nie zdążyłam napisać pisma do młodego człowieka”, bo musiałam zająć się innymi, znacznie ważniejszymi sprawami. W międzyczasie sąd poprosił mnie o przekazanie numeru konta, na który mam mieć przelane pieniądze. Po mniej więcej 2-3 tygodniach od wysłania pisma, na moje konto wpłynęła nawiązka. „Młody chłopiec” został widocznie poinformowany bezpośrednio przez sąd.
Tak zakończyła się ta sprawa, ja jednak mam kilka spostrzeżeń.
Po pierwsze postawa tzw. wymiaru sprawiedliwości. Pełna pobłażania, momentami kpiąca. Do dziś pamiętam uwagi policjantów „cóż takiego mógł mi ukraść?, jakieś zdjęcia?” Prawo autorskie? W praktyce przestrzegane jest chyba tylko wobec dużych koncernów, za którymi stoi sztab najlepszych prawników od praw autorskich. My, mniejsi, nie liczymy się. Można sobie z nas dowcipkować i traktować jak przysłowiowy wrzód na tyłku.
Druga kwestia to podejście nas, blogerów, do naszych własnych praw. Ileż to ja się naczytałam jałowych dyskusji na grupach blogerskich o kradzieżach, kopiowaniu itepe. Jedni radzili drugim wysyłanie faktur do zapłacenia, robienie zrzutów ekranu poświadczonych notarialnie, straszenie i napiętnowanie. No cóż…tylko teoretycznie. Na gadaniu (pisaniu) i wzajemnym nakręcaniu emocji raczej się kończyło. Kiedy odkryłam tę żałosną stronę, to kontaktowałam się z kilkoma blogerkami, których przepisy tam także były. I co? I nic. Nikt poza mną nic nie zrobił. I to jest – obawiam się – główna przyczyna lekceważenia takich spraw przez policję i sądy. Dopóki my sami nie zaczniemy walczyć ze złodziejami, dopóty nie mamy co liczyć na sensowne wyroki i poważne traktowanie. Kochani moi, jesteśmy samo sobie winni.
Dziś napisała do mnie Emilia, również blogerka, która walczy z plagiatem od dwóch lat. Też odbija się od muru niezrozumienia i lekceważenia. Ja nie zdecydowałam jeszcze czy wytoczę temu człowiekowi pozew z powództwa cywilnego, do czego nadal mam prawo. Emilia chyba właśnie w takim trybie walczy. Bardzo jej kibicuję i życzę dużo sił. Świata nie zmienimy, ale może uprzykrzymy życie jakiemuś złodziejowi. Bo złodziej to złodziej, bez znaczenia co ukradnie.
Niestety, kradzież zdjęć jak i treści dotknęła i mnie wielokrotnie. Ludzie są okrutni i nie szanują czyjejś pracy. Liczy się tylko zysk i łatwy zarobek. Walka z takimi ludźmi jak widać jest trudna, bowiem tak jak napisałaś względem prawa jest to niewielka szkoda 🙁 Szkoda, że my blogerzy jesteśmy tak traktowani
Żyjemy w chorych czasach, gdzie większość ludzi ma jedną zasadę: brak jakichkolwiek zasad. Niestety nasz wymiar (nie)sprawiedliwości wspiera patologię. Naszym, wszystkich twórców jakichkolwiek treści, błędem jest to, że przyzwalamy godząc się na takie sytuacje. Powtarzam to od lat: gdyby przynajmniej połowa reagowała na kradzieże, organa ścigania inaczej podchodziłyby to tego procederu. Niestety blogerzy lubią narzekać, lamentować, krzyczeć, ale tylko we własnym gronie. Całe nasze środowisko jest więc w pewnym sensie odpowiedzialne za takie sytuacjie.
Małgosiu, jakże bardzo dziękuję Ci za ten wpis. Przeczytałam go dopiero teraz…I zdumiałam się, bo nie ma pod nim żadnych komentarzy…Ani jednego! A czytałam tyle komentarzy na grupach, jak to blogerki rozprawiają się ze złodziejami – wpisów, zdjęć i przepisów!
Czyżby Twój przypadek nikogo nie interesował? No i właśnie dlaczego inni nie przyłączyli się do zgłoszenia kradzieży swoich tekstów przez 'Tomka’???
Aniu, komentarze były, ale zostały na Disqusie. Nie importowałam go i chyba nie będę tego robić.
Wbrew pozorom niewielu blogerów robi coś poza gadaniem w tej sprawie. Brak wiary, brak chęci, nie wiem. Ja nie będę kłapać ozorem, ale działam. Drugi raz zrobiłabym to samo, nawet z doświadczeniem jakie zdobyłam. Przykro mi było, wściekłość miałam straszną, ale zrobiłam co było trzeba.