969
Zastanawiałam się w jaki sposób opowiedzieć Wam o warsztatach, w których brałam udział 2. kwietnia. Wypadałoby się podzielić wiedzą, jaką zdobyłam. Obawiam się jednak, że to, co zapamiętałam, to zdecydowanie za mało na wpis typowo informacyjny. Tym bardziej, że sery i wino, to nie są produkty, o których można dowiedzieć się wszystkiego w ciągu kilku godzin. Nie będę zatem wymądrzać się, bo są w tym temacie znacznie mądrzejsi ludzie 🙂 Opowiem Wam jak wyglądały te troszkę nietypowe warsztaty o o samej Akademii Kulinarnej Whirlpool.
Na miejsce dotarłam jako jedna z pierwszych osób. Marco Ghia, gospodarz warsztatów, przygotowywał sery do degustacji, a w powietrzu unosił się delikatny, ale jakże piękny zapach. Kiedy chciałam przywitać się z Marco i wyciągnęłam rękę, on powiedział: nie podam ci ręki, bo kroję sery.
Dlaczego o tym piszę? W Akademii panuje nieskazitelna czystość, a sam Marco, szef kuchni, bardzo dba o nią. Na poprzednich warsztatach, w grudniu, zanim ruszyliśmy do pracy, zagonił nas najpierw do mycia rąk. Pomyślicie, że to nic nadzwyczajnego, ale jednak nie wszędzie aż tak dba się o takie “drobiazgi”. Tam nie znajdziecie kurzu, czy niedomytych blatów, naczyń. Nie znajdziecie, choćbyście bardzo chcieli. Nawet parapety lśnią. Dla mnie to podstawa w miejscu, gdzie przygotowuje się jedzenie.
Warszawska Akademia Kulinarna Whirlpool (bo jest jeszcze we Wrocławiu) to dość kameralne miejsce. Z jednej strony usytuowane są stanowiska do pracy z wydzielonym centralnie miejscem dla szefa. Z drugiej strony stoją stoły, gdzie uczestnicy warsztatów zjadają to, co przygotują. Tym razem niczego nie gotowaliśmy. To był dzień degustacji serów i win. Oprócz półmiska z kawałkami serów i kieliszków do wina, stały na stole gigantyczne oliwki, bagietka i focaccia. Nie było obawy, że wyjdziemy stamtąd głodni.
Marco opowiadał nam o serach, których próbowaliśmy. Do serów podawano nam odpowiednie gatunki wina. Z każdym kawałkiem sera i każdym kieliszkiem wina, atmosfera stawała się coraz bardziej swobodna. Czuliśmy się chyba bardziej jak na imprezie u dobrych znajomych, niż jak na warsztatach. Zresztą, poprzednie warsztaty, w których brałam udziały podobnie wyglądały jeśli chodzi o atmosferę. To niewątpliwie zasługa gospodarzy.
W kuchni włoskiej zakochałam się. Poznajemy się jednak dopiero, więc nie uważam się za jej znawczynię. Marzę o typowo kulinarnym wyjeździe do Włoch. Bez natłoku turystów, bez popularnych i obleganych miejsc. Ciche miasteczka, oddalone od tzw. cywilizacji wioski, pełne lokalnych smaków i zapachów. Bez zadęcia, bez komercyjnych sztuczek, żadnych modnych miejsc. Proste jedzenie, prości ludzie, proste życie. To coś dla mnie. Taki wyjazd powoli klaruje się w mojej głowie, więc kto wie, może niebawem zrealizuję to marzenie.
Jeśli jesteście ciekawi włoskich smaków, ale takich prawdziwie włoskich, nie podrabianych, to wybierzcie się na spotkanie z Marco Ghia do Akademii Kulinarnej Whirlpool. Zafundujcie sobie, zamiast wyjścia do restauracji, warsztaty kulinarne lub degustacyjne. Gwarantuję Wam, że pomijając dobrze wydane pieniądze, będzie to wspaniale spędzony czas, który bardzo długo będziecie wspominać z uśmiechem. To nie jest zwyczajne studio kulinarne, to jest miejsce spotkań z dobrymi znajomymi. Warsztaty prowadzone są nie tylko przez Marco i nie tylko na temat włoskich smaków. Harmonogram warsztatów możecie znaleźć na stronie internetowej Akademii, tak samo jak i część przepisów kulinarnych.
Sery na degustacji pochodziły z warszawskiego sklepu Tutto Bene i były naprawdę rewelacyjne.